niedziela, 7 września 2014

Rozdział 4

 Moje życie jest niekończącym się pasmem niepowodzeń. Zostałam wyklęta przez wygląd, pochodzenie, za bycie Akemi. Ludzie zapewne nie interesuje, że większość rzeczy o użytkownikach lodu to tylko stereotypy, wymyślone przez ludzi bojących się wojny, ale czymże byłby świat bez kłamstw? Teraz jestem w kropce, mam wrażenie, że czekam na śmierć. Hashiba jest przemęczony, mokry, zmarznięty. Ze mną zresztą tak samo. Jestem połamana, a nie ma tu ani jednego medyka. Westchnęłam. Pozwólcie mi żyć. Spojrzałam na chłopaka, kiedy ja użalałam się nad sobą, on działał, szukał ostrych kamieni, klonował je. Chciał stworzyć broń, by nas obronić. Jest silny. Zacisnęłam wargi, poczułam napływający wstyd skręcający żołądek. Jestem taka bezbronna, niczym malutka dziewczynka. Bezużyteczna. W ułamku sekundy deszcz lunął na ziemię...
Super, będę mogła sobie popłakać. Może pomyśli, że to deszcz? Nie, nie. Nie chcę płakać. Przyłożył mi długi, płaski patyk do nogi i rozerwał sobie rękaw.
-Co ty robisz? - Pisnęłam.
- Aleś ty irytująca. Nie widać? - Spojrzał na mnie z zażenowaniem.
Nazwał mnie irytującą. Co za człowiek! Najpierw jest miły, a potem patrzy na mnie, jakbym zjadła mu matkę. Prychnęłam, kiedy Hashiba skończył pracę nad moją nogą.  Spojrzałam w niebo, było pełno czarnych chmur. Ciekawe, co Haku teraz robi. Pewnie bzdety, o których nie chce, bym się dowiedziała. Po co mu były klony moich ubrań? Nic już nie rozumiem, ale to pewnie dlatego, bo jestem głupia, naiwna, bezsilna....
-Długo jeszcze będziesz się w chmury gapić? - Fuknął kruczowłosy, kładąc koło mnie garść roślinek - To jest jadalne, więc śmiało możesz jeść.
-A co z tobą?
-ja sobie wszystko pięknie sklonowałem. Nie doceniasz mnie, Akemi - Uśmiechnął się krzywo, zapewne po to, bym przestała patrzeć na wszystko ze smutną miną.
Wzięłam "jedzenie" do rąk. To były tylko kwiatki i kilka jagód. Zapewne tylko niewielka część tych kwiatów jest jadalna, głupotą było by jeść coś, poza... płatkami. Oskubałam roślinę i zjadłam to, co jadalne, zrobiłam tak z całą moją porcją. Nie była wielka, ale też nie potrzebowałam więcej. Jak dłużej się zastanowić - jednak chcę poznać, co się dzieje z moim bratem. Widziałam go i nie mogę go znowu stracić, ale intuicja mi podpowiada, że stało się coś złego. Przecież, ci...czym kolwiek oni byli - dlaczego nie atakowali? Dlaczego tak długo było spokojnie? Haku, czyżby ci się coś stało? Po prostu muszę cię odnaleźć. Rozejrzałam się. Hashiba ukryty pomiędzy drzewami miał mnie tam, gdzie słońce nie dochodzi. Mogę iść. Wstałam, ciągle opierając się o drzewo, przez przypadek przejechałam dłonią po korze dość mocno, teraz mnie ręka boli. Chce mi się krzyczeć, aua! No nic, Haku, idę do ciebie. Wierzę, że znów będziemy mogli żyć jak rodzina. Przecież... przez te lata nie zrobiłeś nic złego, prawda? Mam nadzieję, że sprawowałeś dobrze, jako miły człowiek, szczęśliwie. Odnajdę cię, byś powiedział mi, że to prawda! Podniosłam kij i opierając się o niego zrobiłam chwiejny krok, po czym odwróciłam się w stronę chłopaka. Nadal nie reaguje. Śpi, albo się zatruł? Nie, nie ważne, teraz mój brat jest na pierwszym miejscu.  Przewróciłam się, potknęłam o
mały kamień. Tylko ja jestem taką niezdarą, by potknąć się o coś tak małego.  Na szczęście nic mi się nie stało, w porę wzięłam ręce przed siebie i uniknęłam bliższego spotkania z podłogą. Przestało padać, jedynie ostatnie kropelki wody leciały mi na głowę. Przez chwilę miałam wrażenie, że świat pokrył śnieg, że wszystko wokół mnie jest białe, a ja mam na sobie białą sukienkę, przewiewną, przez którą łatwo przedostaje się zimno. Robiło się późno, z tym i temperatura malała. Powinnam się powoli przyzwyczajać do zimna, przecież jestem "uosobieniem mrozu", chyba. Wstałam i znów opierając się o ten sam kij próbowałam iść dalej,z chwili na chwilę szło mi coraz lepiej. Oby tak dalej! Ciekawe tylko, w którą stronę idę i jak powrócę do syna Sikory. Szczerze - mało mnie to obchodzi. Jeżeli mogę żyć z moim bratem, nic nie ma znaczenia, absolutnie nic.
-Haku... haku... Yuuuuki... Haku - Powtarzałam, po chwili przestałam orientując się, że brzmię jak Yandere.
Mam wrażenie, że wewnątrz mnie istnieje druga Akemi, pewniejsza siebie, mówiąca mi, co mam robić. Jednak czuję, jakby ona mnie nienawidziła... Która lubiąca kogoś osoba podpowiadała mu kreatywne sposoby na samobójstwo? Teraz jednak było inaczej, podpowiadała mim, w którą stronę mam iść. Może... ten głos prowadzi mnie do... ich? Do tych potworów? Mimo wszystko chcę mu zaufać. Nie, nie dam rady, ziemia jest coraz bliżej... i zatrzymała się w miejscu.
- Nawet oka z ciebie spuścić nie można - Mruknął dobrze znany mi głos.
Przymrużyłam oczy i odetchnęłam z ulgą, nie zapowiada się na kolejne spotkanie z ziemią.
-...Dziękuje, Hashiba - Westchnęłam, jakoś nie miałam ochoty mu dziękować. - Ale... muszę iść do Haku.
- Haku nie zając, do nory nie ucieknie.
-Ale ja muszę! - Spojrzałam na niego błagalnie.
Zrobił kwaśną minę, po czym przykucnął przede mną. To chyba miało znaczyć "wsiadaj" albo źle to odebrałam.
-Mam wsią...?
Skinął głową. Mam go dotknąć, pierwszy raz mam dotknąć chłopaka... w moim wieku... Poczułam, jak na twarzy wypalił mi się rumieniec. Skrzyżowałam ręce.
-Nie.
-Czemu nie?
-Bo nie.
Złapał się za głowę, uświadamiając mi, jaka jestem żenująca, bardzo żenująca. Rozejrzałam się, wiało coraz mocniej. Zi-zimno. Słońce już prawie zaszło, ile zajęło mi kulanie się i histeryczne powtarzanie "Haku?". Położyłam się, trawa jest mokra, cholera! Nabrała mnie makabryczna ochota, by klnąć jak szewc. Nie ważne co, i tak wyjdę z tego chora. Niech szlag to trafi! A tu, bo trawa zimna, a tu, bo wilgoć, bo ogólnie zimno. Czekać ino, jak coś mnie pierdolnie umysłowo. Ajć, chyba już się to stało.
○○○
Siedzę, w ciemnym pomieszczeniu, nie wiadomo na czym. Lekko niebieskawe promyczki pojawiały się z nie wiadomo skąd, szybko też znikały. Nie mogę się ruszać, jestem niczym sparaliżowana. Koło mnie przechodzą dwie osoby, to chyba... Ja i Mashiba! Widzę, jak oni... my rozmawiamy. Nawet to słyszę, próbuje mi uświadomić, jak bardzo jestem pesymistyczna i dziwna. Zauważył też, że jestem na tyle samolubna, by widzieć tylko własne nieszczęście. Za to tamta "ja" ciągle śmieje się, że za to ją kochają. Mam wrażenie, że zacznie płakać. Czy ja widzę moje niespełnione marzenia? Czuję się, jakbym była w obcym ciele, chcę unieść rękę, ledwo uda mi się poruszyć palcem. Druga ja posłała mi złośliwy uśmiech i oboje zniknęli, w kłębie dymu. Z góry zaczęły spadać kwiaty, niebieskie róże... Czytałam o tych kwiatach, lecz nigdy się z nimi nie spotkałam. Były piękne, w pewnym momencie zaczęły krwawić i zmieniały się w błyszczący pył. "Akemi, Akemi.... Nie szukaj mnie, to zabije nas oboje", roznosiło się echem. Kto to mówił? To jakiś koszmar, gdzie wszystko pojawia się i znika. Zamykam oczy. To jedna z najgorszych decyzji w moim życiu, otwieram je jeszcze szybciej, niż zamknęłam. Przed oczami latają mi martwe ciała ludzi, a nad nimi stoi Haku. Z zimnym wyrazem twarzy. NIE! NIE! NIE! NIE! To nie może być prawda, nie może! Ale... to tak realistyczne, nie wierze. "Przepraszam" rozproszyło się, jak poprzednie zdania skierowane do mnie. Próbuję się podnieść. Czuję, jakby coś mnie rozrywało od środka, ja tak nie chce. Boli, tak bardzo boli. Nie widzę tych dziwnych kolorowych kropek, które odbijają światło, widzę normalnie. Jest coraz jaśniej, to chyba dobrze, ale chce iść tam, gdzie jest tego światła więcej, do białego punktu przede mną. Białe co zbliża się powoli. Ten punkt, to jest osoba... To ten potwór! Jak mu tam było, Daichi. Spojrzał na mnie złowieszczo, jest straszny. Upadłam na kolana, kiedy on złapał się za twarz i zaczął ją rozrywać. To wyglądało na domiar złego obrzydliwie. Zakryłam usta w obrzydzeniu. Tyle krwi, już naprawdę nie wytrzymuje. Po oczach poleciały mi łzy, tak słone, tak smutne. Nie wyraziły, jak się wtedy czułam, to było okropne. Wzięło mnie na odruchy wymiotne, kiedy jego twarz zaczęła się zrastać, tam razem była inna, młodzieńcza. Uśmiechnął się szeroko, kiedy jego czarne włosy przykryły mu większą część twarzy. Spojrzałam na niego poważnym wzrokiem, wstając. Krew przestała mnie obrzydzać, jej widok był przecież dla mnie... taki normalny.
-Elo, mała szmato - Zaśmiał się.
-Goń się - warknęłam, pociągając nosem.
- Jeszcze raz tak do mnie powiedz, a zakurwie ci z laczka, czaisz? Jakimś cudem wstałaś, o jest godne pochwały.  Znasz mnie pod imieniem Daichi, ale od dziś mów mi Yeijiro. Zmienię twoje życie w piekło i pokażę, jaki jestem "dobry".
Obudziłam się z krzykiem, dławiąc się łzami. Wszystko jest kłamstwem. Mój świat wczoraj się zaczął, za niedługo ma się zakończyć. To nie ma sensu... Tak zawsze jest po koszmarze, rano znów będzie dobrze, przecież musi.
- Hashi...ba? - Rozejrzałam się spanikowana.
Leżał niedaleko mnie, leniwie otwierając oczy. Spojrzał na mnie z kwaśną miną, po czym puknął palcem w czoło.
- Śpij łajzo - Mruknął i obrócił się na drugi bok.
Kiedy on tutaj jest, chyba jestem bezpieczna. Spojrzałam w niebo, jest naprawdę niewiele gwiazd, ale małe jest piękne.

-----
Elo? To tak jakby mój powrót. By tak jakby wyjaśnić moją nieobecność:
Pierwszy miesiąc wakacji - pobyt nad morzem.
Drugi miesiąc wakacji - Komp rozwalony.
Od 1 do 6 września - powrót do kochanej gimbazy!
Mogłam ten rozdział dać co prawda wcześniej, no ale... Mam niedobór weny, a jak już się wena pojawi(Zazwyczaj jest o 4 rano), to nie umiem jej ubrać w słowa ;_;'
Nie rozumiem, co widzi we mnie moja polonistka ._.
No tak więc, pojawia się nowy ważny bohater - Yejiro, który... nie jest człowiekiem, tylko (TAM TAM DAM...) to tajemnica (BWAHAHAHAHA)
Mam nadzieje, że nikt podczas czytania(Jeżeli ktoś czytał) nie zasnął :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LAYOUT BY OKEYLA